WYGNANIA
(XIV – XV w.)
Kres średniowiecznej gminy żydowskiej we Wrocławiu nie był efektem jednego wydarzenia. Nałożyło się nań wiele czynników, które były tożsame dla niemal wszystkich wygnań i pogromów w ówczesnej Europie. Podejrzliwość, bigoteria połączona z mitem o mordzie rytualnym, zadłużenie monarchów i kościoła, a wszystko to w obliczu szalejących chorób i wojen. Na Śląsku gmina znikała i odradzała się wielokrotnie, jednak epidemia Czarnej Śmierci, chciwość czeskich królów i w końcu zapalczywość włoskiego mnicha położyły jej kres na trzy stulecia.
Mroczny cień Kapistrana
Świdnica to jedno z najstarszych miast na Dolnym Śląsku, które było miejscem schronienia dla Żydów już w wiekach średnich. Pierwszy cmentarz powstał tu jeszcze w XIV w. Przywileje nadane przez księcia Henryka IV Probusa i Bolka I Świdnickiego przyczyniły się do stworzenia drugiej, po wrocławskiej, dużej i znaczącej gminy żydowskiej, która posiadała autonomię i własną jesziwę. Antysemickie kazania dominikańskiego mnicha Jana Kapistrana doprowadziły w 1454 roku do oskarżenia świdnickich Żydów o zbezczeszczenie hostii. Wymuszone torturami zeznania sprowadziły na członków gminy surowe kary. Siedemnaście osób spłonęło na stosach, pozostałych wypędzono, konfiskując mienie i cmentarz, a synagogę odebrano i przekształcono w kościół. W 1457 r. król czeski Władysław nadał miastu przywilej zakazujący osiedlania się Żydów, który obowiązywał do końca XVIII w.
Zmiana nastąpiła za rządów pruskich, po słynnym edykcie Fryderyka Wilhelma III. Już w 1815 r. powstał cmentarz, na którym pod koniec XIX w. funkcjonował dom przedpogrzebowy. Po dojściu nazistów do władzy nekropolia została zniszczona, a w 1942 r. macewami wybrukowano ulice. Po wojnie społeczność Żydów polskich chowała przez jakiś czas na tym cmentarzu swoich zmarłych. W 1963 r. postawiono pomnik, który upamiętniał dwudziestą rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. Niestety, nie uchroniło to kirkutu przed kolejnymi dewastacjami.
Czarna śmierć
To była okrutna i straszna rzecz […] Zaiste, tego, kto nie widział takiej okropności można nazwać błogosławionym; […] ofiary umierały niemal natychmiast. Napuchnięci pod pachami i w pachwinach […] padali martwi. Ojciec porzucał dzieci, żona męża, brat brata; […] Umierali setkami i w dzień, i w nocy. Dniami i nocami wszyscy byli wrzucani do tych rowów i przysypywani ziemią […] tak wielu umarło i wszyscy uwierzyli, że nastał koniec świata[1].
Tak o średniowiecznej epidemii dżumy pisał kronikarz z włoskiej Sieny, Agnolo di Tura del Grasso. Choroba, nazywana czarną lub morową śmiercią, wywołała prawdziwą histerię, która ogarnęła wszystkie warstwy społeczne. W tym czasie pojawiły się również bezpodstawne, często zadawnione lęki i uprzedzenia wobec ludności żydowskiej. Bardzo szybko przerodziły się one w pogromy, nawet w tych miejscach Europy, gdzie nie było jeszcze zarazy. Papież Klemens VI w bulli z 1348 r. wzywał do zaprzestania mordów i przymusowego nawracania Żydów, grożąc nawet interdyktem[2] dla wspierających zbrodnie duchownych.
Niestety, fala prześladowań, głównie za sprawą rozmodlonych grup flagelantów (biczowników), przetoczyła się przez Europę, docierając także na Dolny Śląsk. We Wrocławiu doszło do podpalenia żydowskich domów i śmierci większości mężczyzn. Bezpośrednimi sprawcami zajść byli sami wrocławianie, którzy z powodu dawnych zatargów finansowych wykorzystali okoliczności dla swoich osobistych porachunków. Społeczność żydowska straciła nieruchomości i grunty należące do gminy. Miasto sprzedało je lub dzierżawiło, a zyskał na tym skarb królewski Karola IV. Podobny los spotkał dwie synagogi oraz cmentarz, epizodycznie użytkowane przez niewielką grupę ocalałych wrocławskich Żydów. Spora część prześladowanych znalazła schronienie u księcia jaworsko-świdnickiego, Bolka II Małego.
Wrocławscy mieszczanie ekonomicznie szybko odczuli nieobecność Żydów. Po wydarzeniach 1349 r. sam Karol IV nakazał surowe ściganie sprawców przemocy, ale działania te na niewiele się zdały. Fala czarnej śmierci, połączona z klęską głodu i nieurodzaju, dotarła na Śląsk w 1362 r., stając się kolejnym pretekstem do prześladowań. Impulsem do kolejnego pogromu były pogłoski o zatruciu przez Żydów studni oraz rzekome mordy rytualne. Pogrom osłabił wrocławską gminę żydowską. Ponownie zaczęła się odradzać dopiero w XV w., na krótko przed przybyciem do miasta Jana Kapistrana.
[1] Na podstawie fragmentów kroniki zamieszczonej w: http://www.u.arizona.edu/~afutrell/w%20civ%2002/plaguereadings.html – dostęp 28.03.2023; tłumaczenie własne
[2] R. Sidorski, Nie tylko mordy rytualne. Najbardziej absurdalne oskarżenia pod adresem Żydów w: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/11/23/nie-tylko-mordy-rytualne-najbardziej-absurdalne-oskarzenia-pod-adresem-zydow/ – dostęp 20.06.2023
Entele pentele
„Entliczek pentliczek, czerwony stoliczek,
Pana, Jana Kapistrana
na kogo wypadnie, temu ręka odpadnie”[1].
Tekst tej wyliczanki prawdopodobnie został przetłumaczony z jidysz (entliczek pentliczek był zniekształconą wersją niemieckiego die Ente – kaczuszka). Jan Kapistran to pochodzący z Włoch inkwizytor generalny, franciszkanin i genialny kaznodzieja, którego słuchały tłumy. Wojował z heretykami i był zwolennikiem krucjat przeciwko Turkom Osmańskim. Był również sprawcą nieszczęść setek Żydów, mieszkańców miast i wsi, które odwiedzał. Nakazywał wówczas palić Żydów na stosie, rwać żelaznymi szczypcami i męczyć w najwymyślniejsze sposoby. Katolicki święty został kanonizowany trzy stulecia po swojej śmierci. Postać świętego była pełna sprzeczności, budziła trwogę i strach. Kiedy zawitał do Wrocławia, 13 lutego 1453 roku, przerażeni tym faktem przedstawiciele społeczności żydowskiej przywieźli mu podarunki. Oczywiście mnich ich nie przyjął i, wedle słów jego biografia – Varisusa, roześmiał się. Pojawienie się kaznodziei oraz antysemickie kazanie miejscowego księdza rozpalały nienawiść tłumu. Jan Kapistran, przekonany o zagrożeniu chrześcijaństwa, wzywał do odrzucenia dóbr doczesnych i życia w ubóstwie. Wielu mieszczan ochoczo wrzucało do ognia cenne rzeczy. Później kaznodzieja wzywał do walki z Turkami i husytami. Ci pierwsi byli jednak za daleko, tych drugich na Śląsku nie było, zatem skierował swoje płomienne kazania przeciwko Żydom. W „De persecutione Judaeorum Vratislaviensium” opisano dokładnie jego rolę w oskarżeniach i procesach, w których miał brać czynny udział:
„Kazał przynieść cztery kotły napełnione rozżarzonymi węglami. Potem polecił ich [tzn. Żydów] rozebrać i każdego z nich z osobna mocno przywiązać nagiego do deski, twarzą do góry. Wtedy na jego rozkaz czterej kaci wyrywali im okrutnie żelaznymi szpikulcami kawałki ciała i wrzucali do kotłów, by tam spłonęły. W ten sposób zdarto z nich całe ciało aż do ukazania się kości. Następnie rajcy kazali odartych z ciała poćwiartować, zgodnie ze zwyczajem, a ćwierci powiesić na rozdrożach na postrach dla przeklętych Żydów i chrześcijan. Potem, gdy stracono wszystkich, którzy dopuścili się zniewagi, a było ich czternastu, kazał przywieść innych, którzy nie wiedzieli o zbezczeszczeniu hostii. Gdy ich przyprowadzono, polecił szybko wznieść budzący grozę stos drewna i go podpalić […]. Jeśli zechcą się ochrzcić, oto źródło prawdziwej wiary; niech w tej prawdziwej wierze żyją. Jeśliby zaś nie chcieli się ochrzcić, niech pójdą w ogień […]. Po ogłoszeniu wyroku tylko dwudziestu młodzieńców dało się ochrzcić ze strachu przed śmiercią w ogniu, a wszyscy inni, młodzi i starzy, poszli na stos bez lęku”[2].
Peter Escheloer[3], od 1455 r. wrocławski urzędnik i pisarz miejski, autor kroniki Wrocławia, pisał o kaźniach Żydów, które były wynikiem kazań przybyłego z Włoch Jana Kapistrana. Mimo istniejących źródeł, nie można jednoznacznie stwierdzić, że kaznodzieja bezpośrednio nadzorował tortury. Jednak w wyniku jego kazań społeczność żydowska we Wrocławiu zniknęła na niemal 300 lat.
[1] CHIDUSZ 10-11/2013, M. Kirchenbaum, Jan Kapistran (nie) święty patron wrocławskiej ulicy.
K. Pisarkowa, Wyliczanki polskie, Wrocław 1988, s. 38.
[2] J. Tokarska-Bakir, Legendy o krwi. Antropologia przesądu, Warszawa 2008, s. 331-332.
[3] P. Eschenloer, Geschichte der Stadt Breslau. Herausgegeben und eingeleitet von Gunhild Roth, Teilband I: Chronik bis 1466, Münster 2003, s. 167-169.
Cmentarze
Cmentarz, zwany domem światła, domem wieczności, domem grobów czy z języka niemieckiego kirkutem, to niezwykle ważne miejsce dla gminy żydowskiej. Miał być nietykalny, zwłok nie wolno było ekshumować i przenosić w inne miejsca.
Miejsc pochówku Żydów na Dolnym Śląsku było wiele, chociaż nie zawsze były one tam, gdzie funkcjonowała gmina. Było to uzależnione od zapisów prawa lub innych przywilejów, zakazów. Najstarszy cmentarz we Wrocławiu powstał prawdopodobnie w XII w.[1], na co wskazuje odnaleziona macewa Dawida, syna Sar Szaloma, datowana na 1203 r. Nekropolia zlokalizowana była przed Bramą Oławską, a jej istnienie potwierdził przywilej Henryka IV Probusa oraz gwarancje rady miejskiej z 1315 r., dotyczące nietykalności cmentarza.
Grunty te jednak były atrakcyjne dla średniowiecznych zarządców miasta, dlatego już w 1345 r. Jan Luksemburski zezwolił na zbezczeszczenie cmentarza, a macewy posłużyły jako wzmocnienie miejskich fortyfikacji. Rada miasta zatrudniła ponad 50 robotników do rozbiórki cmentarza, co świadczy o jego sporym rozmiarze (miał ok. 5 morgów powierzchni, czyli od 1,5 do ok. 2,5 ha).
W 1349 r. w wyniku pogromu przestał funkcjonować kolejny cmentarz żydowski. W 1350 r., po częściowym powrocie Żydów, zaczął ponownie działać, ale był jedynie dzierżawiony przez gminę. Po kolejnym pogromie w 1360 r. teren przeszedł na własność Korony Czeskiej, która już w 1395 r., oddała go znów Żydom. Po kazaniach Jana Kapistrana w 1453 r. i pogromie, gmina żydowska przestała istnieć, dlatego niepotrzebny był również cmentarz, zlikwidowany w 1455 r. Wtedy król czeski Władysław Jagiellończyk zakazał osiedlania się we Wrocławiu ludności żydowskiej na stałe.
[1] Prof. Leszek Ziątkowski sugeruje istnienie jeszcze starszego założenia, które w związku z lokacją miasta i nowymi murami obronnymi mogło zostać zlikwidowane.