NOC KRYSZTAŁOWA I ZAGŁADA
(1933-1945)
Znakomity, wrocławski historyk żydowskiego pochodzenia Willy Cohn, 30 stycznia 1933 r. zapisał w swoich pamiętnikach: „nadchodzą ciężkie czasy dla Żydów! Ale wyjścia nie ma – to pułapka na myszy.[1].” Objęcie teki kanclerza przez Adolfa Hitlera w 1933 r. było początkiem końca wielowiekowej gminy żydowskiej we Wrocławiu i setek innych na całym Śląsku. Postępująca degradacja znaczenia obywateli żydowskiego pochodzenia zakończyła się ich eksterminacją. Przetrwała garstka, świadkowie potwornej epoki, która nie była już w stanie odtworzyć społeczności żydowskiej.
[1] W. Cohn, Dziennik z Breslau 1933-1941, Wrocław 2010, s. 23-25.
część 1 – Noc kryształowa i zagłada
część 2 – Noc kryształowa i zagłada
Prześladowania pod rządami nazistów
Rok 1933 był dla historii Niemiec przełomowy. To dojście do władzy nazistów, szybka likwidacja państwa demokratycznego i budowa ustroju totalitarnego, przesiąkniętego antysemityzmem i rasizmem. Losy żydowskich przedsiębiorców i właścicieli były przesądzone. W ramach aryzacji podmiotów gospodarczych zostali zmuszeni do oddania za bezcen swoich majątków. Drogi braci Barasch się rozeszły, bo Georg, widząc sytuację w Niemczech, wyemigrował do Ekwadoru, Artur natomiast postanowił pozostać. W 1942 r. został zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz. Erich Mendelsohn zdołał wyjechać do Wielkiej Brytanii, by po wojnie osiąść w Stanach Zjednoczonych. Pozbawiony majątku Paul Schottländer zmarł w 1938 r. i został pochowany na cmentarzu żydowskim przy ul. Ślężnej. Willego Cohna w 1941 r. wywieziono do Kowna, gdzie wraz z żoną i dwoma córkami został zamordowany.
Marzec 1933
Na początku lat 20. głoszono współodpowiedzialność Żydów za kryzys i klęskę gospodarczą Niemiec. W 1933 r. NSDAP wygrała wybory i utworzyła rząd, a schorowany prezydent Paul von Hindenburg mianował Hitlera kanclerzem. Willi Cohn na początku 1933 roku pisał: „Kiedy się obudziłem, nadeszła wiadomość, że Hitler został kanclerzem Rzeszy. […] nadchodzą ciężkie czasy, zwłaszcza dla Żydów! Ale wyjścia nie ma – to pułapka na myszy […]. Na słupach ogłoszeniowych obrzydliwe plakaty nazistów zapełnione najwyższym historycznym załganiem. Nawet za inflację obwiniają SPD. Wszystko stawiają na głowie. W jednej z gazet napisano, że wszystkim nieszczęściom są winni Żydzi. Ohyda. […] Goering wygłosił […] mowę pełną straszliwych obelg pod adresem Żydów. Bezpośrednie wezwanie do mordowania! Emocje mas są doprowadzone do stanu wrzenia. Jak w średniowieczu!”[1].
[1] W. Cohn, Dziennik z Breslau 1933-1941, Wrocław 2010, s. 24-25.
Kolor żółty
Prześladowania w III Rzeszy zaczęły się zanim wprowadzono ustawy norymberskie. Żydom zaczęto zabraniać wykonywania wielu zawodów. Na początku 1933 r. Śląsk opuściło ponad 6 tysięcy Żydów, którzy byli majętni i mieli możliwość rozpoczęcia życia zawodowego w innym miejscu. Zostawiali oni swój dobytek, choć niektórzy próbowali go spieniężyć, nie mogąc jednak uzyskać prawdziwych cen rynkowych. Społeczeństwo niemieckie patrzyło na działania państwa dość obojętnie, rzadko okazując sprzeciw.
Walter Mehne był znanym lutnikiem, który zachował się przyzwoicie i pomógł drugiemu człowiekowi. Nie miał portretu Hitlera w mieszkaniu i nie wywieszał nazistowskich flag. Był to przejaw oporu wobec nowej władzy. Zrobił znacznie więcej, bo w 1938 r. uratował z pogromu przyjaciela Alfonsa wraz z rodziną. Córka uratowanego, Anita Lasker-Wallfish, była utalentowaną wiolonczelistką, której w 1943 roku ponownie pomógł, tym razem w ucieczce z obozu przejściowego dla dolnośląskich Żydów. Za pomoc wymierzono mu karę śmierci, którą sędzia zamienił na obowiązkową służbę w Wermachcie. Takie historie były jednak rzadkością, znacznie częściej niemieccy mieszkańcy nie wyrażali żadnego sprzeciwu, gdy np. pozbawiano Żydów praw obywatelskich. Żydów trudno było odróżnić w społeczeństwie, bo na co dzień nie nosili innych ubrań i nie używali innego języka. Odtąd ich dokumenty tożsamości miały kolor żółty, a aryjskich obywateli były brunatne. Historia się powtarzała, bo już w średniowieczu Żydów zmuszano do noszenia żółtych naszywek na ubraniach.
Fala prześladowań zmusiła ponad 20 tysięcy Żydów do opuszczenia śląskiej ojczyzny. Do końca 1938 roku wyjeżdżali, a w paszporcie wbijano im literę J, od niemieckiego słowa Jude. Ci, którzy pozostali, już od 1939 byli poddawani kolejnym prześladowaniom: pogromy nocy kryształowej, brutalne przesłuchania i w końcu wywóz do obozów koncentracyjnych.
Sara, Izrael i żelazny krzyż
W 1939 r. blisko 20 tysięcy dolnośląskich Żydów, którzy nie mieli dokąd wyjechać lub na podróż nie mieli pieniędzy, zostało zmuszonych do zmiany imienia. Mężczyźni nosili odtąd imię Izrael, a kobiety Sara. Teraz coraz częstsze były aresztowania, zwłaszcza w czasie nocy kryształowej i tuż po niej. Żydzi byli wywożeni do obozu koncentracyjnego, w którym warunki były niezwykle ciężkie, a pobyt kończył się najczęściej zgonem. Niektórych więźniów ratowała niemiecka przeszłość z czasów I wojny światowej. Do organizacji Jüdischer Frontsoldaten, Żydowskich Żołnierzy Frontowych, należeli weterani odznaczeni żelaznym krzyżem. Zdarzało się, że ten bezwartościowy kawałek żelaza ratował życie…
Ratowanie dzieci
Prześladowania Żydów w Niemczech wpłynęły na opinię publiczną państw zachodnich. Narodził się pomysł ewakuacji dzieci. Projekt Erec Israel, promowany przez ruch syjonistyczny, wydawał się dobrym rozwiązaniem, jednak Palestyna i ograniczenia brytyjskie czyniły wyjazd coraz trudniejszym. Rząd brytyjski w listopadzie 1938 r. zdecydował się na sprowadzenie żydowskich dzieci z Niemiec, Austrii, Czechosłowacji i Wolnego Miasta Gdańska. Podobną decyzję podjął rząd holenderski. Jeden z pierwszych transportów odbył się dzięki staraniom Holenderki, późniejszej członkini ruchu oporu, odznaczonej medalem Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, Geertruid Wijsmuller-Meijer. Ta niezwykła kobieta od 1933 r. starała się ratować prześladowanych w Niemczech Żydów, szczególnie dzieci. W grudniu, dzięki współpracy brytyjsko-holenderskiej, udała się do Wiednia, gdzie miała zorganizować wyjazd prawie 600 dzieci. Podjęła negocjacje z Adolfem Eichmannem, który zgodził się, dając jednak mało czasu na przygotowania. Geertruid Wijsmuller-Meijer podołała zadaniu i to wielokrotnie.
Wrocławskie Kindertransporte
Ostatni wrocławski transport, prawie setki żydowskich dzieci, wyjechał z Dworca Głównego w ostatnich dniach lipca 1939 r. w kierunku Holandii. Stamtąd dzieci już na statku płynęły do Wielkiej Brytanii. Mali pasażerowie pociągu wspominają, że był to transport pełen płaczu przeplatanego krzykami, a czasem śmiechem i zabawą. Dzieci podróżowały bez rodziców i dorosłych opiekunów. Mogły zabrać tylko jedną walizkę, która zawierała cały ich dobytek, oraz niewielką ilość pieniędzy. Na dworcu otrzymywały od urzędnika numer oraz kartonik ze swoimi danymi, który na agrafce przyczepiały do ubrania. Ruth Auerbach w 1938 r. miała 3 lata. Po latach tak wspominała ostatni dzień w III Rzeszy:
„Moja matka miała wybór. Mogła uratować mnie lub jednego z moich braci. Tylko jedno z nas mogło pojechać do Anglii i myślała, że łatwiej będzie umieścić dziewczynkę w rodzinie angielskiej. Miałam szczęście”[1].
Z kolei trzynastoletniego wówczas Steve’a Mendelssohna w domu żegnała cała rodzina, bo pożegnania na dworcu były zabronione. Chłopiec świadomy sytuacji nie chciał jechać, ale rodzicom bardzo zależało na jego ocaleniu. Większość z 10 tysięcy ocalałych dzieci przeżyło ogromną traumę, bo odseparowane od rodzin i bliskich, umieszczone w angielskich (lub holenderskich) rodzinach zastępczych, często bez znajomości języka, czuły się obco.
Ale później pojawiały się inne uczucia. Vera Posener, urodzona w 1924 r. we Wrocławiu, czuła ogromną radość z przekroczenia granicy III Rzeszy: „Podczas mojej podróży z Niemiec do Anglii pociąg zatrzymał się w Holandii. Kiedy drzwi zostały otwarte, ludzie przyszli nam pomóc. Przynieśli nam smakołyki i zaczęliśmy śpiewać. Choć byliśmy młodzi, wiedzieliśmy, że jesteśmy wolni”[2]. Dzieci mogły pisać do rodziny, ale listy często pozostawały bez odpowiedzi. Dopiero po 1945 r. można było rozpocząć poszukiwania bliskich. Ponad 90% z tych dzieci to jedyne ocalałe osoby z ich rodzin.
[1] https://www.exberliner.com/politics/when-german-trains-saved-jewish-kids/
[2] https://memoirs.azrielifoundation.org/exhibits/sustaining-memories/vera-kittel/
Preludium nocy kryształowej
Willy Cohn jako niemiecki bohater I wojny światowej i członek wpływowej żydowskiej rodziny, która mieszkała we Wrocławiu od pokoleń, wydawał się realistą. Podczas walk na froncie zaobserwował, że niemieccy żołnierze pochodzenia żydowskiego są traktowani inaczej i np. nie mogą często awansować. To zniechęciło go do idei asymilacji, sprzyjał ruchom syjonistycznym.
W trudnym dla społeczeństwa niemieckiego okresie powojennym obarczono Żydów winą za klęskę. Już w 1920 r. dochodziło do antysemickich wystąpień. I chociaż były one epizodyczne, można je traktować jako zapowiedź przyszłych wydarzeń. W 1923 roku, dziesięć lat przed przejęciem władzy w Niemczech przez NSDAP, doszło do ataku na żydowskie sklepy. Warto wspomnieć, że wśród protestujących popularny stał się medal inflacyjny, który wyobrażeniem Korn Jude nawiązywał do medali z XVII wieku i oskarżał właśnie Żydów o wywołanie kryzysu i inflacji w Niemczech.
Wybory
Zwycięstwo partii Hitlera, która jawnie atakowała Żydów, nie przeszło bez echa. Walter Tausk i Willy Cohn w swoich pamiętnikach wspominali o tym z zaniepokojeniem. Dolny Śląsk był obszarem o szczególnie wysokim poparciu dla nazistów: w 1933 r. zdobyli tu blisko 50% głosów i był to trzeci wynik w kraju. Do 1935 r. dochodziło sporadycznie do prześladowania społeczności żydowskiej, która była szykanowana. Od 1934 r. propagandowy tygodnik „Der Sturmer” zaczął publikację artykułów oskarżający Żydów o zbrodnie w poszczególnych miastach Niemiec. Kampania oszczerstw nasiliła się zwłaszcza po wydaniu w 1935 ustaw norymberskich. Pozbawieni obywatelstwa Żydzi stracili dostęp do wielu zawodów, a ich mienie podlegało aryzacji: było konfiskowane lub wyprzedawane po najniższych kwotach rynkowych. Do 1938 r. połowa wrocławskich Żydów i około ¼ tych zamieszkujących w granicach Dolnego Śląska opuściła swoje domy.
Polenaktion
Zabójstwo w Paryżu Ernesta Eduarda vom Ratha, niemieckiego dyplomaty, stało się pretekstem do największych przed II wojną światową, masowych i skoordynowanych prześladowań Niemców żydowskiego pochodzenia. Zabójcą był polski Żyd, mieszkający w Niemczech, Herszel Feibel Grynszpan, który w taki sposób chciał się zemścić za deportowanie rodziny w zorganizowanej przez niemieckie władze tzw. Polenaktion. Z rozkazu Reinharda Heydricha wydalono wtedy z Niemiec wszystkich Żydów pochodzących z Polski, co było z kolei odpowiedzią na ustawę polskiego sejmu, która do 29 października 1938 roku pozbawiła obywatelstwa każdego, kto mieszkał ponad pięć lat poza Polską.
Wydalono z III Rzeszy ponad 17 tysięcy ludzi. Część z nich, która nie miała polskich dokumentów, koczowała na granicy polsko-niemieckiej, odgrodzona z jednej strony kordonem niemieckiego, a z drugiej polskiego wojska. Uwięzionym ludziom pomoc niosły polskie organizacje żydowskie oraz Polski Czerwony Krzyż. Kryzys humanitarny przerodził się w kryzys polityczny. W odpowiedzi na niemiecką Polenaktion strona polska zapowiedziała deportację obywateli niemieckich. Rozwiązanie sytuacji okazało się tragiczne w skutkach, bo wracający do Niemiec Żydzi trafili głównie do obozów koncentracyjnych.
Noc kryształowa
Śmierć Ratha, niemieckiego dyplomaty, została wykorzystana do rozpoczęcia masowych prześladowań w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku. Wydarzenia nazwano nocą kryształową, bo towarzyszył im dźwięk tłuczonych okien mieszkań i witryn sklepowych, należących do Żydów. Minister propagandy i oświecenia publicznego Joseph Goebbels oraz Reinhard Heydrich, szef SiPo[1], wykorzystali do walki bojówki i regularne oddziały SS. W ciągu kilku godzin zginęło kilkadziesiąt osób, a kilkaset zostało rannych. Zniszczono ponad 7500 obiektów w całych Niemczech.
Na Dolnym Śląsku, gdzie poparcie dla ruchu nazistowskiego było niezwykle silne, zniszczono i splądrowano wiele obiektów, w tym blisko 80 synagog, kilkadziesiąt cmentarzy, setki mieszkań i sklepów. We Wrocławiu spłonęła największa synagoga w tej części Niemiec – przy ul. Łąkowej (na Wygonie), którą ostatecznie musiano wysadzić w powietrze. Zniknęła też niepowtarzalna bożnica w Głogowie. Akcja dotarła do większości miast i miasteczek Dolnego Śląska, przyjmując szczególnie drastyczne rozmiary we Wrocławiu, Legnicy, Oleśnicy, Oławie, Głogowie, Strzelinie i Kłodzku. Działania były wymierzone w społeczność żydowską, która w tych miejscach była silna i zintegrowana z lokalnym środowiskiem. Członków gminy niejednokrotnie obrażano i bito. We Wrocławiu część z nich próbowano utopić w miejskiej fosie. Po nocnych wydarzeniach aresztowano i wywieziono do obozów koncentracyjnych blisko 2200 Żydów.
Upiorna noc była jedynie wstępem do narastającej fali prześladowań społeczności żydowskiej. 10 listopada rozpoczęto całkowitą eliminację z życia gospodarczego społeczności żydowskiej, odbierając jej majątek i przymusowo aryzując firmy. Oprócz tego Żydom nakazano zapłatę miliarda marek kontrybucji. Absurdem było to, że poszkodowani płacili swoim oprawcom. Listopad 1938 r. stał się zapowiedzią dalszego losu dolnośląskich Żydów, którzy od 1940 r. byli systematycznie deportowani do gett i obozów zagłady na terytoriach okupowanych przez III Rzeszę. W listopadzie 1938 r. stał się zapowiedzią dalszego losu dolnośląskich Żydów, którzy od 1940 r. byli systematycznie deportowani do gett i obozów zagłady na terytoriach okupowanych przez III Rzeszę.
[1] Sicherheitspolizei (SiPo) – niemiecka policja bezpieczeństwa, zwana w skrócie SiPo. Działała od wiosny 1919 roku, podczas plebiscytu na Górnym Śląsku. stała się jedyną zorganizowaną siłą wojskową strony niemieckiej na obszarze plebiscytowym. Zgodnie z tajnymi dyrektywami płynącymi z Berlina jej funkcjonariusze dopuszczali się aktów przemocy wobec działaczy polskich, utrudniali ich legalne działanie, stosowali terror i zastraszanie. W latach 1934-1939 określenie SiPo stosowano wobec połączonych Gestapo i KriPo.
„Schlesien ist Judenrein…”
„Śląsk jest wolny od Żydów”[1] – to krótkie zdanie zapisał w 1943 r. jeden z urzędników statystycznych SS. Gestapo już 10 czerwca tego samego roku raportowało, że wszystkie założenia likwidacji wrocławskiej gminy żydowskiej zostały zrealizowane. W tym czasie dziesiątki tysięcy Żydów uwięziono w obozach koncentracyjnych na obszarze Dolnego Śląska. Norman Davies uważa, że zagłada Żydów była „najgłębszą kloaką w dziejach zbrodni, które ludzie zgotowali ludziom”[2]. Chociaż początek prześladowania społeczności żydowskiej w Niemczech to rządy NSDAP, to noc kryształowa była zapowiedzią późniejszych, dramatycznych losów Żydów w całej Europie. W noc listopadową 1938 r. zniszczono i splądrowano w samym Wrocławiu przeszło 500 obiektów i aresztowano kilka tysięcy Żydów. Ustawy norymberskie uczyniły z Niemców pochodzenia żydowskiego bezpaństwowców. Codzienność stawała się coraz bardziej uciążliwa, bo byli oni stygmatyzowani, aresztowani i wywożeni do obozów koncentracyjnych.
Walter Tausk i Willy Cohn dokładnie opisują wydarzenia lat 1938-1942 i pokazują, jak znikała przestrzeń wolności dla dawnych obywateli państwa niemieckiego. Mnożyły się kolejne zakazy, bo Żydzi nie mogli już prowadzić samochodów, chodzić do fryzjera, siadać na ławkach w parku. W końcu mieli do wyboru kilka sklepów, w których kupowali tylko w określonych porach dnia. Pozbawiono ich praw wykonywania większości zawodów. Szybko postępowała również aryzacja żydowskich majątków. W roku 1941 społeczność żydowska miała obowiązek noszenia na ubraniach żółtej gwiazdy Dawida. Wkrótce zakazano również opuszczania miejsca zamieszkania.
W samym Wrocławiu w 1941 r. pozostało ok. ¼ członków gminy żydowskiej. Pozostałym udało się wyemigrować. Z mniejszych miast, miasteczek i wsi przybyło jednak ok. 6 tysięcy osób, które szukały opieki w jeszcze funkcjonujących organizacjach żydowskich. 20 stycznia 1942 r. w Wannsee podjęto decyzję o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Zaplanowano masowe ludobójstwo, które miało wykonać państwo niemieckie. Likwidacja społeczności żydowskiej we Wrocławiu zaczęła się już w 1941 r. i trwała do końca 1944 r., kiedy to w 17 transportach wywieziono prawie 9000 osób. Podczas deportacji obowiązywała konkretna procedura urzędnicza. Kiedy wzywano do opuszczenia mieszkania, umożliwiano Żydom zabranie odpłatnie dodatkowego bagażu. Urzędnik Gestapo rejestrował wyjazd i drobiazgowo sprawdzał dokumenty. Urzędnicza pieczątką pozbawiała żydowskich mieszkańców godności, bo człowiek stawał się pasażerem pociągu do obozu, gdzie czekała go śmierć.
Wrocławskie transporty trafiły do kilku miejsc: Theresienstadt (ponad 2800 osób), litewskiego Kowna (ok. 2000 osób), Auschwitz i Sobiboru (ok. 1400 osób) oraz do obozów przejściowych na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie: Tormersdorf (Prędocice), Riebnig (Rybna), Grussau (Krzeszów). Wojnę przeżyło niecałe 200 osób. Wśród nich znalazła się także grupa pierwotnie nie objęta zapisami ustaw norymberskich: osoby o mieszanym pochodzeniu (Mischlings), małżonkowie aryjczyków oraz tzw. Geltungsjude, czyli osoby mające „krew żydowską”. Wszyscy oni w 1945 roku stali się także obcy w nowej sytuacji politycznej. Dla polskich obywateli byli Niemcami, chociaż polskie władze przyznały im status poszkodowanych.
O wojennych losach dolnośląskich Żydów świadczą choćby nagrobki na Nowym Cmentarzu Żydowskim przy ul. Lotniczej. Inskrypcja na jednej z macew informuje o śmierci Martina Hadda w KZL Teresienstadt oraz o deportacji Moritza Hadda na Wschód. Z kolei na Starym Cmentarzu Żydowskim znajduje się imponujący grobowiec rodziny Schlesingerów, na którym znajdziemy informacje o deportacji i śmierci Georga w getcie warszawskim.
[1] N. Davies, R. Moorhouse, Mikrokosmos, Kraków 2002, s. 428
[2] N. Davis, R. Moorhouse, ibidem.
Jaworska pamiątka grozy
Prężnie rozwijająca się gmina żydowska w Jaworze została zniszczona w czasach rządów nazistowskich. Przetrwały po niej liczne ślady, w tym funkcjonujący od początku XIX w. cmentarz przy obecnej ul. Czesława Miłosza. W wyniku powojennego ruchu ludności w Jaworze osiedliła się kilkusetosobowa grupa Żydów, funkcjonująca w ramach Komitetu Żydowskiego i Kongregacji Wyznania Mojżeszowego. Społeczność ta przejęła cmentarz żydowski, na którym w przededniu święta Jom Kipur, 4 października 1946 r., zorganizowała nietypowy pochówek, na pamiątkę zbrodniczych działań Niemiec w okresie II wojny światowej. W obecności przedstawicieli partii politycznych, organizacji żydowskich i polskich pochowano tałesy oraz pewną partię mydła RIF, która, z dużym prawdopodobieństwem, była wykonana z tłuszczu pomordowanych więźniów. W uroczystości wzięło udział ponad 150 osób. Ta wyjątkowa ceremonia przypominała o losie milionów pomordowanych Żydów, a dla władz komunistycznych miała być także manifestacją wobec zbyt niskich wyroków w Norymberdze dla zbrodniarzy niemieckich. Sam cmentarz wykorzystywany był do roku 1958, a w roku 1974 został ostatecznie zamknięty. Zdewastowany doczekał w 1990 r. wpisu do rejestru zabytków, a w XXI w. częściowej renowacji.
Świadek zbrodni
Cmentarz żydowski w Kamiennej Górze w latach 70. oficjalnie zamknięto i zlikwidowano. Został on założony w 1880 r. na południowym stoku Góry Zamkowej, przy dzisiejszej ulicy Bolka I, zastępując stary, z 1824 r., położony na stoku północnym, przy ul. Katowickiej. Pod koniec wojny, na już zdewastowanym cmentarzu, pochowano około tysiąc więźniów kamiennogórskiej filii niemieckiego obozu koncentracyjnego Gross Rosen oraz żydowskiego obozu przejściowego w Krzeszowie. Wśród nich byli również Polacy, jeńcy sowieccy oraz przedstawiciele innych narodowości. Te zbiorowe mogiły i ciała w pasiastych drelichach odkryto, kiedy polscy osadnicy nakazali kamiennogórskim Niemcom je odkopać. Cmentarz zlikwidowano w latach 70., wywożąc nagrobki w nieznane miejsce. Dzisiaj o dawnym kirkucie przypomina jedynie układ drzew oraz oznaczenie zbiorowej mogiły więźniów.







